GRUPA FILMOWA MOTION PIKCZER OD 2011 ROKU ZAJMUJE SIĘ TWORZENIEM SPOTÓW REKLAMOWYCH I TELEDYSKÓW. NA TLE KONKURENCJI WYRÓŻNIA. JĄ PASJA, OGROMNE ZAANGAŻOWANIE W PODJĘTE PROJEKTY I PEŁEN PROFESJONALIZM. WSPÓŁPRACOWAŁA M.IN. Z ŁÓDŹ DESIGN FESTIVAL, WIELOMA MARKAMI, TWORZĄC DLA NICH SPOTY REKLAMOWEGO ORAZ CIESZĄCYM SIĘ OSTATNIO OGROMNYM POWODZENIEM ZESPOŁEM LOR.
Magdalena Rogacka: Jak opisałbyś w kilku zdaniach Motion Pikczer?
Michał Liszcz: Jesteśmy zespołem ciekawych świata osób, które wyrażają swoje emocje i opinie w języku nowych mediów. Mam tu na myśli produkcję teledysków czy też filmów reklamowych. Na drugim roku studiów w wynajmowanym, studenckim mieszkaniu na Teofilowie, wraz z moją ówczesną narzeczoną powołaliśmy do życia Motion Pikczer. Dziś główną częścią zespołu jest również nieprzeciętnie zdolny fotograf Kuba Woźniak, który obecnie pełni rolę operatora. Na początku zaczęliśmy tylko we dwójkę. Zależało nam na połączeniu zdjęć i ruchu, stąd też nazwa „Motion Pikczer”. W styczniu 2011 roku wszystko tak naprawdę się zaczęło. Magda zajęła się fotografią, a ja na poważnie filmem. Miałem wtedy okazję wyjechać w kilka ciekawych miejsc, współorganizując Nordland Art Festival. Tam poznałem muzyków, dla których zrobiliśmy teledyski do naszego pierwszego portfolio. Z czasem podjęliśmy współpracę z innymi osobami, ale bardzo zależy nam na kameralnym i doskonale zgranym zespole. W tej branży to często najważniejszy element układanki. Przekłada się na atmosferę na planie, gdzie każda minuta jest bardzo ważna. W naszym teamie mamy również między innymi wizażystkę Martę z Warszawy, kompozytora Kacpra z zespołu Sjón oraz programistę Roberta.
M. R.: Skąd pomysł na ten projekt?
M. L.: Po dwóch latach studiowania zauważyłem, że rynek fotografii w Polsce nie należy do najlepszych. Jest zalany przez ludzi, którzy pstrykają fotki, a to nie to, z czym chciałem się ścierać na każdym kroku w rozwoju zawodowym. Dużą rolę odegrał jeszcze jeden czynnik. W fotografii niewiele zmieniło się na przestrzeni dziesięciu lat, jeśli chodzi o technikę robienia zdjęć. Oczywiście mamy więcej pikseli, lepsze obiektywy, ale nic już ponad to. Od małego interesowałem się komputerami, technologią. Nadal jestem sporym gadżeciarzem (śmiech). Sztuka filmowa jest bardzo związana z technologią. Poza samą kamerą i toną elektronicznego sprzętu istotną rolę odgrywają komputery, na których dochodzi do montażu całego filmu. Tutaj tworzymy film po raz trzeci, a wcześniej pierwszy w głowie i drugi na planie. Kiedy kończyłem studia, w moim sercu był tylko obraz ruchomy.
M. R.: Pochodzisz z Rzeszowa, ale od ośmiu lat mieszkasz w Łodzi. Co zdecydowało o tym, że zostałeś tutaj?
M. L.: Pierwszym powodem, dla którego w ogóle pojawiłem się w Łodzi, była chęć studiowania czegoś związanego z fotografią. Próbowałem dostać się do szkoły filmowej dwa razy, zawsze dochodziłem do ostatniego etapu, jednak się nie udawało. Ostatecznie podjąłem studia po sąsiedzku z „Filmówką”, w Wyższej Szkole Sztuki i Projektowania na Wydziale Filmu i Fotografii. Potem pojawiły się pierwsze zlecenia, a poza tym bardzo polubiłem to miasto. Drugim powodem zamieszkania w Łodzi była moja obecna żona, która pochodzi z Pruszkowa i zdecydowaliśmy oboje, że miasto leżące w centrum Polski będzie interesującym rozwiązaniem.
M. R.: Czy traktujesz ten projekt jako pasję, czy postrzegasz go już tylko jako biznes?
M. L.: Motion Pikczer jest normalnie działającą firmą. Patrzę na to trochę z szerszej perspektywy, bo wiem, co chcę osiągnąć i jaki wyznaczyłem sobie cel. Nie można jednak zapomnieć o pasji, bez której ten projekt by nie powstał. Każde zlecenie jest nowym wyzwaniem. Czasem czytam ofertę i jestem zniechęcony, ale potem nagle przychodzi mi do głowy pomysł, jak można to zrobić w inny, oryginalny sposób. I to działa. Pasja z biznesem musi się po prostu zazębiać, bo jeśli spojrzeć na to tylko z perspektywy zabawy, to po pewnym czasie zabawa się skończy. A cyferki również muszą się zgadzać, prawda?
M. R.: Jak wygląda zdobywanie klientów?
M. L.: Zawsze mam ten sam problem, odpowiadając szczerze na to pytanie. Nie szukamy klientów w ogóle, to oni przychodzą do nas. Zaczęło się od łańcuszka poleceń już na studiach. W nowym mieście nie znałem zupełnie nikogo, kto mógłby dać mi pierwszy projekt do wykonania. Byłem wtedy bardzo uparty, bo wiedziałem, że dopiero praktyka nauczy mnie zawodu. Szczęśliwie nie pcham się nigdy w tematy typowo „po znajomości”. Tak już zostałem wychowany i jestem bardzo wdzięczny za to moim rodzicom. Bardzo mnie cieszy to, że około osiemdziesiąt procent naszych klientów to nowe osoby, pozostałe dwadzieścia procent zaś to te, z którymi stale współpracujemy, między innymi Łódź Design Festival. Klienci bardzo często wracają do nas po kolejne filmy i jest to moment, który najbardziej nas mobilizuje do działania. Mimo kilku sporych propozycji, nie weszliśmy w duże kontrakty, ponieważ wizja szybkiego rozwoju, kosztem związania się z jedną marką, to przeciwieństwo niezależności, która wpisana jest w charakter Motion Pikczer. Czegoś takiego nie chciałem, bo wychodziłem z założenia, że tworząc własny biznes, to ja muszę decydować i być przy sterach mojego statku.
M. R.: Czy prężnie działacie w social mediach?
M. L.: Posiadamy oficjalne partnerstwo YouTube, a profil Instagramowy mojej żony śledzi ponad czterdzieści pięć tysięcy osób. Jednak nie wykorzystujemy social mediów do bezpośredniego pozyskiwania klientów. Służą nam one raczej do budowania wizerunku i komunikacji z fanami.
M. R.: Jak wygląda konkurencja w tej branży?
M. L.: Lubię konkurencję, choć nie mam zbyt dużo z nią do czynienia, czego bardzo żałuję. Pomogłaby mi ona poznawać innych, wymieniać się doświadczeniami. Problem polega na tym, że ludzie boją się konkurencji, wychodzą z założenia, że chce ona im odebrać klienta. Nie zdają sobie po prostu sprawy, że o tych klientów walczymy my wszyscy i że możemy sobie wzajemnie pomóc. Czasem bywa tak, że nie mamy wolnego terminu i moglibyśmy „wymienić się” zamówieniem. Zyskaliby na tym również klienci, którzy teraz muszą wysyłać zapytania do wszystkich firm, a później i tak nie wiedzą, co mają wybrać. A tak pytanie – „a czy mógłbyś polecić kogoś godnego polecenia?” – kończy się zazwyczaj dłuższym oczekiwaniem klienta na nasz wolny termin.
M. R.: Z kim dotąd udało się Wam nawiązać współpracę i który z tych projektów uważacie za swój największy sukces?
M. L.: Do końca nie wiem, bo jestem dumny z czegoś trochę innego. Zadowolony jestem z tego, w jaki sposób zbudowaliśmy swój styl i swoją markę. Myślę, że to kwestia nastawienia i przekonania klienta, że typowy film korporacyjny można zrobić tak, jak robi się wysokobudżetowe teledyski muzyczne. Świadomości klientów zmieniła się drastycznie na przestrzeni kilku lat. Cieszę się, że mamy wysokie wymagania, konkretne propozycje. To są rzeczy, które uwielbiam robić, bo często mnie zaskakują. A przy okazji wiele się przy nich uczymy. Nabieramy niezbędnego, nowego doświadczenia w bardzo krótkim czasie. Łączymy artystyczne podejście wywodzące się poniekąd z teledysków czy autorskich projektów i przekładamy je na spoty reklamowe czy filmy korporacyjne. Okazuje się, że ludzie bardzo tego potrzebują.
M. R.: Jak dzielicie się obowiązkami w Motion Pikczer i kto jest głową całego przedsięwzięcia?
M. L.: Na początku istnienia firmy zajmowałem się wszystkim, teraz wygląda to nieco inaczej. Nasza branża wymaga dosyć dużej elastyczności w doborze ludzi przy pracy w wielu projektach. Magda zajmuje się social mediami, ofertami, ale również pisze scenariusze. Kuba jest moją prawą ręką w kwestii produkcji na planie. Ja odpowiadam po trochu za wszystko, spotykam się z klientami, montuję filmy i dodaję do nich efekty komputerowe. Zawsze jestem na planie w roli reżysera lub operatora. Ta część nadal najbardziej mnie cieszy i nie chciałbym tylko siedzieć za biurkiem i zlecać nagrania innym osobom. Uważam, że świetnie się dobraliśmy. Bardzo schlebia mi możliwość otaczania się osobami, które umieją robić pewne rzeczy lepiej ode mnie. Na początku każdy myśli, że przecież „wszystko umiem, po co się dzielić” i ze mną zresztą tak było. Dopiero z czasem dostrzegamy, że są ludzie, którzy naprawdę się na tym znają i świetnie jest korzystać z ich wiedzy.
M. R.: Jak wygląda i ile zajmuje praca nad jednym projektem?
M. L.: Na samym początku trafia do nas zapytanie, my składamy naszą ofertę i rozpisujemy scenariusz. Ten etap zamyka się w trzech dniach. Wiadomo, że są projekty, które wymagają o wiele więcej uwagi ze względu na potrzebny research czy na przykład dodatkową opiekę formalno-prawną. Następnie jedziemy na miejsce, gdzie mamy nagrać film. Trwa to zazwyczaj jeden lub dwa dni robocze w zależności od wielkości projektu. Komuś może wydawać się, że dzień zdjęciowy to sama przyjemność. Z tym bywa różnie. Czasami zaczynamy od trzeciej rano, jedziemy na koniec Polski a kończymy dopiero o dwudziestej trzeciej. W tym czasie mamy pięć lokacji do objechania, z czego w trzech znajdują się inni aktorzy, więc trzeba stworzyć taki harmonogram, żeby to wszystko się nie rozleciało. Należy zawsze mieć na uwadze czas na rozstawienie sprzętu, zgrać to wszystko z całą ekipą. Warto też założyć sobie, że na którymś etapie może coś nie wyjść i umieć wybrnąć z tej sytuacji. To jest bardzo intensywny czas pod względem fizycznym i kreatywnym. Po zakończeniu planu filmowego dajemy sobie dziesięć dni na montaż, a potem teledysk bądź spot trafia do klienta. Taki krótki okres realizacji sprawia również, że w ciągu miesiąca jesteśmy w stanie pracować nad trzema projektami zamiast nad jednym. Co jednak najistotniejsze, jak już wcześniej wspomniałem, cały czas przy każdym projekcie uczymy się czegoś nowego. Kluczem do tego wszystkiego jest jednak dobra organizacja, która odgrywa bardzo istotną rolę. Mam to szczęście, że trafiam po prostu na dobrych ludzi, którzy umieją stworzyć zgodny team i czują klimat Motion Pikczer.
M. R.: Jest możliwość odbycia u Was praktyk?
M. L.: Mamy wiele takich zapytań. Często ze szkoły, do której tak bardzo chciałem się dostać (śmiech). Zawsze się zastanawiam z szacunku do drugiego człowieka, czy kandydat może faktycznie wnieść coś, czego w tej chwili potrzebujemy. Jeśli mam brać osobę na praktyki tylko po to, żeby się przyglądała, to wiem, że mija się to z celem. Natomiast jeśli praktykant może fizycznie wziąć udział w projekcie, to angażuję się w to od początku do końca.
M. R.: Gdzie widzicie się jako Motion Pikczer za kilka lat?
M. L.: Myślę o rynkach zagranicznych. Chciałbym, żeby biura Motion Pikczer pojawiły się w Berlinie, Londynie czy też w Nowym Jorku. Ludzie wszędzie potrzebują firm, które umieją robić dobre filmy. Łódź zawsze będzie w moim sercu, ale gdzie wylądujemy dalej, tego nigdy nie wiadomo. Póki co Łódź doskonale sprawdza się w roli punktu wypadowego w każdy rejon Polski, bo leży po prostu w centrum.
M. R.: Co robisz w wolnych chwilach, kiedy można odłożyć kamerę na bok?
M. L.: Biorę aparat i robię zdjęcia (śmiech). Jeśli praca jest twoją pasją, to tak naprawdę bardzo ciężko jest oddzielić czas, w którym się pracuje i czas wolny. A jeśli mam chwilę dla siebie, to na przykład jadę do Lasu Łagiewnickiego, by choć na chwilę się oderwać i być off-line. Pilnuję również tego, żeby moi pracownicy nie pracowali po godzinach, mimo że chcą dopiąć jakiś projekt do końca. Ważna jest taka chwila dla siebie na złapanie oddechu.
M. R.: Jakiej rady udzieliłbyś młodym ludziom chcącym stworzyć swój własny biznes bądź postawić swoje pierwsze kroki w podobnej branży?
M. L.: Może zabrzmi to nieco błaho, ale ważne jest, żeby wsłuchać się w swoje serce i robić to, co w nim drzemie. Nie warto poświęcać się temu, co się opłaca lub robić to, co nam mówią inni. Życie jest nasze i to my o nim decydujemy. Wierzę, że możemy. Przeszkadza mi, że ludzie często wstydzą się swoich marzeń i szukają wymówek, żeby ich nie urzeczywistnić. Takie myślenie trzeba odrzucić. Ważna jest też „wewnętrzna” etyka, robienie wszystkiego uczciwie i dochodzenie do celów własną, ciężką pracą. To się opłaca i procentuje na przyszłość. Radziłbym też, żeby nie bać się konkurencji i zdrowej rywalizacji. Jeśli masz etyczne podejście i widzisz, że konkurencja robi coś lepiej od ciebie, to dajesz z siebie wszystko, żeby robić to jeszcze lepiej. Chciałbym mądrej konkurencji. Do wszystkiego innego dojdziemy małymi krokami.
– wywiad dla „Pracuję w Łodzi”
Poznaj Motion Pikczer
www.motionpikczer.com